Antarktyda jakiej nie znałem

Data:
Ocena recenzenta: 9/10
Artykuł zawiera spoilery!

Po film dokumentalny do tej pory niezbyt często sięgałem. Jeśli już udało mi się coś obejrzeć, to przeważnie tylko dzięki przypadkowemu odnalezieniu takiej produkcji w telewizji. Sam z siebie nie wpadłem na takim pomysł. Prawie zawsze musi być ten pierwszy raz, a przeglądając zaległe zapowiedzi wyłowiłem dziwny tytuł "Spotkania na krańcach świata". Nastawiłem się, że trafię na jakieś fantasy, ewentualnie s-f. Opis filmu, moje domysły posłał od razu na deski, już w pierwszym zdaniu.

“Antarktyda w filmie Herzoga znajduje nowy wymiar i znaczenie. Południowe krańce naszego świata są magnesem dla plejady gwiazd nauki, którym znudziła się postindustrialna cywilizacja codzienności.”

Udało się Herzogowi mnie zaintrygować, a z tego miejsca już niedaleka droga do obejrzenia "Spotkań…" Moje oczekiwania wobec filmu wzrosły jeszcze gdy na samym początku reżyser, który równocześnie jest narratorem, wspomniał, że nie będzie to kolejny film o pingwinach. Nie jest to też film tylko o osobach, które przyjechały na Antarktydę ze względu na swoje wykształcenie. Bo co, w takim razie robili bym tam na przykład filozof, bankier czy filolog.

Herzog przedstawia nam kolejne osoby które z rożnych przyczyn trafiły właśnie tutaj. Poznajemy, oczywiście skrótowo, ich historię. Reżyserowi trafnie udało się wybrać bohaterów, potrafili mnie zaintrygować, czasami zaskoczyć. Poznajemy ciekawy zbiór indywidualistów, dla których faktycznie Antarktyda to jedyne dobre miejsce na spotkanie się. Żaden inny kontynent nie pasował by do nich wszystkich.

Przyznaje się, że jestem zaskoczony tym, że tak pozytywnie odebrałem "Spotkania...". Do tej pory raczej traktowałem jako ciekawostkę tego typu produkcje. Reportaż (spisany na papierze, czyli książkę) stawiałem nad filmem dokumentalnym, nie spodziewając się że w tym gatunku może trafić się coś tak intrygującego. Świetne zdjęcia (na długo w pamięci zostanie mi fragment gdzie pingwin ruszył w głąb lądu, a jak dowiedziałem się z filmu, nawet gdyby przenieść go w inne miejsce i postawić w innym kierunku, on wróci na poprzednią trasę), trafny komentarz ale na szczęście niezbyt narzucający poglądy narratora.

Po "Spotkania na krańcach świata" naprawdę warto sięgnąć. Inteligenty film, pozwalający liznąć trochę bieguna południowego i dowiedzieć się o kilku ciekawych rzeczach. Oczywiście nie przydadzą się one nam w życiu codziennym, ale odrobinę obniżyć można swój poziom ignorancji. Nie znajdziecie tutaj zapierającej dech w piersiach akcji, fantastycznej gry aktorów, genialnych efektów specjalnych. Poznacie za to garstkę ludzi którzy udali się na kraniec świata…

Zwiastun:

Było i o pingwinach. Dla mnie "Spotkania..." to najważniejszy dokument ostatnich lat.

Popieram przedmówców. Świetna mieszanka dobrego ironicznego humoru Herzoga z prezentacją oryginalnych postaci mieszkańców Antarktydy. Wciąga od początku do końca i chce się jeszcze (a to już u Herzoga dość nietypowe). Wszystkim bardzo polecam.

Ciągle pamiętam muzykę, rewelacyjną ścieżkę dźwiękową, która w tym dokumencie jest równorzędnym partnerem zdjęć. Coś powalającego.

Dodaj komentarz